Bloki z wielkiej płyty mimo upływu lat mają się dobrze, a mieszkania w nich wciąż drożeją Bloki z wielkiej płyty kojarzą się z PRL-em i są trwałym elementem krajobrazu starszych osiedli nie tylko w Rzeszowie, ale i większości miast na Podkarpaciu. Wprawdzie przed laty prognozowano, że na początku XXI wieku nie będą się nadawać do zamieszkania tylko do wyburzenia. Tymczasem okazuje się, że te bloki mogą jeszcze służyć dziesiątki lat. Większość bloków z wielkiej płyty powstała w latach 70 i 80. minionego wieku. Budowano dużo, szybko i często byle jak. Stąd rodzą się zapewne pytania, czy są one bezpieczne i jak długo mogą one jeszcze służyć nam jako mieszkania. - Z pewnością pojawiające się dawniej twierdzenia, że bloki z wielkiej płyty będą stały tylko 50 - 60 lat okazały się nieprawdziwe. Potwierdziły to m. in. badania Instytutu Techniki Budowlanej - mówi Bogusław Uchman, przewodniczący rzeszowskiego Oddziału Polskiego Związku Inżynierów i Techników Budownictwa. Bloki z wielkiej płyty zbudowane u nas 40 - 60 lat temu uchodzą wśród zarządców i spółdzielni mieszkaniowych za trwałe i solidne konstrukcje. - Od strony konstrukcyjnej nie mamy powodów do narzekań. Są to obiekty stabilne i bezpieczne. Robimy wymagane przeglądy techniczne i nie stwierdzamy poważnych wad. Oczywiście nikt dziś nie da gwarancji, że tak będzie przez kolejne pół wieku. Jednak, jeśli zostały zbudowane z właściwych materiałów i są odpowiednio eksploatowane, to dalej mogą być użytkowane przez dziesiątki lat - uważa inżynier budownictwa o specjalizacji konstrukcje budowlane Krzysztof Materna w Miejskim Zarządzie Budynków Mieszkalnych w Rzeszowie.
Czytaj dalejCohousing, czyli idea wspólnotowego mieszkalnictwa, zatacza coraz szersze kręgi. Największą popularnością cieszy się na zachodzie, głównie w krajach skandynawskich oraz w Ameryce Północnej. Nazwa Cohousing to połączenia słów „community housing”, czyli „wspólnota zamieszkania”. Taka forma mieszkalnictwa zakłada, że mieszkańcy powinni brać czynny udział w budowaniu siedliska, natomiast działanie na rzecz umacniania więzi społecznej i integracji, jest równie ważne, co prawo jednostki do prywatności. Innymi słowy: cohousing kładzie nacisk na pielęgnowanie relacji sąsiedzkich, przy jednoczesnym zachowaniu autonomii zamieszkiwanych nieruchomości. Początki idei cohousingu Cohousing zrodził się na początku lat 60 XX wieku w Danii - dziś zresztą aż 5% domów jest budowanych w ten sposób. To właśnie w 1967 roku ukazał się artykuł Bodila Graae Dzieci powinny mieć Stu Rodziców, w którym autor zachęcał do stworzenia alternatywy dla anonimowych osiedli miejskich w których brakuje więzi międzyludzkich i zacieśniania sąsiedzkich relacji. Artykuł okazał się być impulsem do powstania inicjatywy Cohousing Sættedammen, skupionej wokół architekta, kształcącego się na Harvardzie, Jana Gudmand-Hoyera. Architekt zamierzał urzeczywistnić swoją wizję, którą przedstawił w tekście Brakujące ogniwo pomiędzy utopią a przestarzałym domem jednorodzinnym. Początkowo powstały dwie osady – Skarplanet w Jonstrup oraz Seattedammen w Hillerod, a w 1973 roku mieszkańcy mogli wprowadzić się do swoich domów. W osadach znajdowało się około trzydzieści domów mieszkalnych oraz jeden dom wspólny
Czytaj dalejGUS opublikował raport "Obrót nieruchomościami w 2020 r.", w którym podanych jest wiele szczegółowych danych dotyczących m.in. transakcji kupna-sprzedaży mieszkań. Niektórych z tych danych raczej nikt się nie spodziewał. - Owszem, spodziewaliśmy się spadku sprzedaży mieszkań wskutek wybuchu pandemii Covid-19 w 2020 r. W lipcu 2021 r. GUS potwierdził to w komunikacie. Poinformował w nim o przeszło 2-proc. spadku liczby transakcji dotyczących "nieruchomości lokalowych". Teraz okazało się, że w przypadku samych lokali mieszkalnych spadek sprzedaży był głębszy, ale dotknął wyłącznie rynku wtórnego - mówi ekspert portalu GetHome.pl Marek Wielgo. GUS podał, że w 2020 r. właścicieli zmieniło 199,3 tys. mieszkań. Było ich więc o 5 proc. mniej niż rok wcześniej. Za niespodziankę można jednak uznać fakt, że deweloperzy zawarli więcej umów notarialnych przenoszących własność mieszkań niż przed pandemią. Należy jednak wziąć pod uwagę, że na ogół było to finalizowanie wcześniejszych umów deweloperskich. Tych deweloperzy zawarli zaś w 2020 r. mniej. Faktem jest, że skutki pandemii były o wiele dotkliwsze dla rynku wtórnego. GUS odnotował bowiem aż 11 proc. spadek liczby zawartych transakcji kupna-sprzedaży.
Czytaj dalej- Ceny mieszkań w Rzeszowie w pandemii mocno poszły w górę, ale w 2022 roku korekty w dół trudno się spodziewać - mówi Jaromir Rajzer, prezes Certus Nieruchomości, partner zarządzający Polskiego Konsorcjum Nieruchomości i wiceprezes Podkarpackiego Stowarzyszenia Pośredników i Doradców Rynku Nieruchomości.Dysproporcje cenowe świadczą o coraz bardziej wielkomiejskim charakterze stolicy Podkarpacia. Wcześniej nie budowano apartamentowców, więc i wysokie ceny należały do rzadkości. Od kilku lat ceny gruntów i ambicje deweloperów wzrosły, a wraz z nimi pną się w górę wysokie budynki. Krajobraz miasta urósł o Capital Towers przy ul. Podwisłocze i Kopisto, ST 55 przy ul. Armii Krajowej, Bulwary Park przy ul. Hetmańskiej. Trwa budowa wieżowców Olszynki Park obok Mostu Zamkowego. Ostatnie dwa lata to okres, kiedy nieruchomości znacząco drożały. Jeszcze dwa-trzy lata temu cena za metr typowego mieszkania w Rzeszowie wynosiła ok. 5000 zł. W tej chwili oscyluje między 6700-7000 zł. Drugie zjawisko to pojawienie się dużej rozpiętości cen. Dawniej ceny, zależne oczywiście od lokalizacji i standardu, były mimo wszystko zbliżone. Za metr mieszkania płacono 4500, 5000 albo 6000 zł. Obecnie zdarzają się mieszkania w dwulokalowych szeregówkach na obrzeżach miasta za 4800-5000 zł, ale w centrum ceny dochodzą do 12 000 – 14 000 zł. Różnice są zatem olbrzymie – stwierdza Jaromir Rajzer.
Czytaj dalej